
Z dzieckiem w kuchni
15 maja, 2008Kilkulatki uwielbiają zabawy w dorosłych. Warto towykorzystać do zdobywania wielu pożytecznych umiejętności. Podczaswspólnego przygotowywania posiłków można dużo się nauczyć. Z przyjemnością.
Zajęcia z dzieckiem w kuchni absolutnie nie są kursem dlapoczątkujących kur domowych. Nie zapraszamy do niej córeczki tylko poto, by za kilka lat obsługiwała pana-męża i resztę rozleniwionejrodziny o dwóch lewych rękach. To nauka poprzez zabawę, doskonałazarówno dla chłopców, jak i dla dziewcząt. Każdy dorosły człowiekpowinien być samowystarczalny w zakresie przyrządzania prostych dań, ażeby to osiągnąć, warto zaczynać jak najwcześniej. Nie ma bowiem nicbardziej żałosnego, jak student błagający koleżanki, by pomogły muzalać zupkę w proszku, albo mąż, który zawsze ustępuje żonie, bopiekielnie boi się odstawienia od stołu.Poza aspektami czysto kulinarnymi istnieje wiele powodów, dla którychzabawa w kuchni to bezcenna nauka.
Kiedy zaczynamy?
Zwykle do prac domowych można już angażować malca, który skończył 2,5roku. To oczywiście sprawa indywidualna i jeśli tak małe dziecko nieradzi sobie z zadaniami, które dla niego przewidzieliśmy, nie zmuszajmygo do nich. Często takie maluchy nie dojrzały jeszcze do obowiązków,nawet tak prostych, jak sprzątnięcie własnych klocków. Jednak zabawa wkuchni to co innego. Pamiętajcie, że dla was robienie śniadania czyprzekąsek to często mniej lub bardziej przykry obowiązek. Dla dziecka -wyjście do tajemniczego, kuszącego świata dorosłych. Im bardziejzadbamy o oprawę wspólnych działań, tym lepiej. Jednak malec może nampomagać przy robieniu "zwykłej" zupy, a i tak będzie pod wrażeniem.Oczarowany nowym doświadczeniem.
Co może dziecko?
Oczywiście malec nie może igrać z ogniem. Nie dla niego wyciąganieblachy z ciastem z piekarnika, ale nawet "kręcenie się" po kuchniwtedy, gdy coś może prysnąć, wylać się czy spaść, jest niewłaściwe. Tomit, że mamy podzielność uwagi, która pozwala nam w pełni kontrolować,co się dzieje z dzieckiem i zarazem z garem pełnym gorącej zupy.Tysiące wypadków, których ofiarami były dzieci, zdarzyły się"niewiadomo jak" i "niewiadomo kiedy".
Dzieci doskonale nadają się jako pomocnicy do mieszania składnikówróżnych potraw. Mogą dodawać przyprawy, otwierać opakowania, rozbijaćjajka, wykrawać kształty z ciasta… Potrafią ugniatać, rozkruszać,rozsmarowywać, dosładzać… Z czasem uczą się posługiwać nożem,odmierzać konkretne ilości składników, etc. Sprawność manualna, a takżetalent kulinarny, to i w przypadku dzieci sprawa indywidualna. To, jakwiele i jak szybko, może zrobić pociecha, najlepiej ocenisz sama.Początkowo malec będzie wymagał pełnego nadzoru, a z czasem corazbardziej się usamodzielni. Takie jest życie.
Nie tylko posiłki
Niecierpliwe maluchy często złoszczą się, że nie pozwalamy im robić wkuchni tyle, ile by chciały. Argumenty, że nie potrafią, zazwyczaj dokilkulatka przemawiają słabo. Dlatego warto angażować dziecko w inneczynności związane z powstawaniem posiłków. Także takie, które mogąstać się pierwszymi stałymi obowiązkami. Systematyczność bowiemwyrabiać trzeba jak najwcześniej. A i tak warto liczyć się z oporem zestrony dziecka. Zaraz, gdy połapie się, że beztroska zabawa to jużcałkiem poważny obowiązek. Jeśli jednak wcześniej zdąży wyrobić sobiedobre nawyki, będzie nieco łatwiej przekonać go do dalszego wykonywania"odpowiedzialnych, dorosłych" zadań.
Układanie naczyń i sztućców to bardzo przydatna i miła lekcja. Dziecko,które może pokazać swoje umiejętności całej rodzinie, czuje się "takieduże" i potrzebne. Po posiłku trzeba oczywiście poznosić brudnenaczynia, a potem pozmywać. Ale tę pracę lepiej maluchowi odpuśćmy. Boczy ktoś lubi zmywanie? Owszem, ci, którzy mają zmywarkę. Przy jejzaładunku dzieci pomagają bardzo chętnie.
Robimy zakupy
Czyż to nie magia, że ze zrealizowanej listy sprawunków możnawyczarować pyszne dania? Ileż radości może dać wyszukanie potrzebnych,"ładnych" składników. Potem przygotowanie ich tak, by można było użyć wkuchni (umycie, obranie, etc.).
Krytykowane supermarkety wbrew pozorom nadają się idealnie do tworzeniawięzi, a także edukowania pociech! Przecież rozmawiając zprzedszkolakiem podczas zakupów możemy wyjaśnić mu: co to są bakalie idetergenty, dlaczego kupujemy mydło dla alergików, albo omijamy wielkimłukiem dział z gotowymi sosami. W sklepie jest okazja do pierwszychlekcji czytania (choćby krótkich, wyraźnych napisów reklamowych),matematyki (o ile zdrożał cukier, czy większe opakowanie w promocjirzeczywiście jest tańsze od dwóch mniejszych, itp.), a nawet geografii(możemy powiedzieć to i owo o ojczyźnie bananów lub papryki).
Zróbcie listę w domu, a potem przestrzegajcie jej z żelaznąkonsekwencją. Nie kupicie wówczas rzeczy zbędnych i mniej nerwowobędziecie poruszać się między półkami. To wyjdzie na zdrowie dzieciom.Przy okazji pokażecie, że umiecie rozsądnie kupować. A potem szalejcierazem w kuchni. Nie macie pomysłu na fajne, a zarazem proste danie?Zapytajcie babcię. Ewentualnie skorzystajcie z pomocy specjalnejksiążki kucharskiej dla dzieci. Bez trudu znajdziecie ją w księgarni, ajeśli nie, to w internecie.
Gwarantowane zyski:
- Rozwój manualny. Wykrawanie, wycinanie,wsypywanie, ugniatanie, rozcieranie, wałkowanie… Małe rączki pracują,uczą się precyzji, dokładności – będzie im łatwiej pisać literki imieścić się w linijce.
- Ćwiczenia logopedyczne. Na pewno nierazobserwowaliście, że dzieci pracując rękami, "pomagają" sobie językiem.I bardzo dobrze! Okazuje się, że sprawność manualna ma spory wpływ napoprawną wymowę, gdyż za koordynację tych czynności odpowiadają te sameośrodki w mózgu i elementy układu nerwowego. Aktywując małe rączki,zmuszamy nieświadomie dziecko do pracy nad "leniwym" językiem, wargamiczy podniebieniem. A stąd już niedaleko do poprawnej wymowy.
- Rozwój ogólny. Jeśli tylko odpowiednio zaplanujemyzajęcia z dzieckiem, a przede wszystkim będziemy podczas zabawy wkuchni rozmawiać, wyjaśniać, tłumaczyć, malec w trakcie pichcenianauczy się jednostek miar, pozna nowe słówka (np. cynamon, moździerz,gałka muszkatołowa, etc.), zacznie odróżniać gotowanie od pieczenia czysmażenia, zrozumie, co to znaczy "przyprawić do smaku". To, jak wielenauczy się dziecko, na jak wysokim poziomie, a także z jakich dziedzin,zależy tylko od naszej inwencji. Nie ma przecież przeszkód, by podczasmieszania składników wyjaśnić obrazowo, czym różni się roztwór odzawiesiny, albo szepnąć to i owo o królowej Bonie podczas obieraniajarzyn.
- Wyrabianie "dobrego smaku". Dosłownie i wprzenośni. Robiąc fantazyjne, kolorowe kanapki czy sałatkę, malec nietylko zdrowo się odżywia, ale i rozwija wyobraźnię, poznającjednocześnie zasady rządzące udaną kompozycją. Samodzielnie zrobionedanie, nawet z na co dzień nielubianych składników, zazwyczaj smakujewyśmienicie. Jeśli dodatkowo zadbamy o estetykę i wyczarujemy natalerzu warzywne stworki, łódeczki z wędlin czy serowe kwiatuszki,sukces murowany.
Eliza Dolecka