Pracująca mama to nie dramat!
15 czerwca, 2009Spełnione, szczęśliwe i realizujące swoje cele mamy mają większą szansę wychować dobrze dzieci, niż kobiety "poświęcające się", rezygnujące wbrew wewnętrznym potrzebom z marzeń i zawodowej aktywności. Bo uśmiechnięta, zorganizowana i wciąż rozwijająca się mama to wielki dar.
Eliza Skrok
Nie da się jednak ukryć, że kobiety pracujące, coraz dłużej i intensywniej, często zaniedbują pociechy. Jak zatem znaleźć złoty środek, by nie skrzywdzić malca?
Kiedyś, jeśli mama nawet pracowała, najpóźniej o godzinie 16.00 była w domu. Dzisiaj bywa, że w pracy siedzi się i po 20.00, a kilkudniowe delegacje to codzienność coraz większej liczby kobiet. Dlatego na dziecko coraz trudniej się zdecydować, a jeśli się pojawia, trafia w ręce opiekunek, babci, przedszkola. W dużych miastach powstają już nawet placówki 24-godzinne, by ułatwić życie mamom. Miłe panie, zajęcia z psychologiem, logopedą, nauka języków obcych i gry na fortepianie… Wszystko oprócz więzi i miłości. To już prawdziwe szaleństwo. A jednak coraz więcej dzieci ma weekendową mamę i to nie zawsze, bo przecież nawet dni wolne bywają zajęte. "Takie życie" – mówią niektórzy. Na szczęście większość wciąż rozumie, że wszystko ma swoje granice, a rola mamy to najważniejsza rola w życiu.
Najistotniejsze trzy lata?
Według psychologów byłoby idealnie, gdyby pierwsze trzy lata życia dziecka mamy spędzały wraz z nim. Bo dzieci potrzebują w tym okresie szczególnie dużo troski i uwagi, ale i matki nie powinny ominąć tak ważne wydarzenia, jak pierwsze słowo, krok, samodzielny posiłek… Tego czasu nic już przecież nie wróci. Tymczasem prywatne przedszkola przyjmują dzieci od chwili ukończenia dwóch lat. I, ku zaskoczeniu specjalistów-tradycjonalistów, bywa to rozwiązanie idealne. Przedszkole to nie żłobek, czyli instytucja nastawiona na zapewnienie przede wszystkim opieki, a nie rozwoju.
Jedyną pewną zaletą żłobka jest fakt, że można zagwarantować dziecku fizyczne bezpieczeństwo na parę godzin, za niewielkie pieniądze. Trudno jednak powiedzieć, że ta instytucja zapewnia także komfort, rozrywkę, rozwój, zabawę i umiejętność radzenia sobie w grupie. A to przecież takie mocne elementy wychowania przedszkolnego. Zalety, z których coraz częściej potrafią korzystać już dzieci w trzecim roku życia.
Kiedyś trzeba się rozstać…
Powrót mamy do pracy to często główny bodziec, by malec trafił do przedszkola. I dobrze, gdy tak się dzieje. Wspaniale jest myśleć, że mama jest niezastąpiona, nie oznacza to jednak, że dla prawidłowego rozwoju musi być z dzieckiem cały czas. Trudno sobie wyobrazić taki dom, w którym każdego dnia, w sposób profesjonalny, dba się o rozwój psychoruchowy dzieci. Dom, w którym nie przeszkadza telewizor, są książki na dzień dobry i dobry wieczór, rysowanie, malowanie, wyklejanie, rytmika, lekcje prawidłowej wymowy… To wszystko, co zapewnia przedszkole. Zatem dla rozwoju pociechy, zwłaszcza gdy już skończy magiczne trzy lata, pójście mamy do pracy często okazuje się zbawienne. Bo malec nadal potrzebuje miłości i czułości, ale zaczyna mieć własne, nowe życie: swoje zainteresowania, przyjaciół, potrzeby, które może realizować poza domem. Część rodziców uważa jednak, że od przedszkola lepiej sprawdzi się babcia lub opiekunka. To dość ryzykowne myślenie. Babcie doskonale rozpieszczają pociechy, z wychowywaniem gorzej. Dobra opiekunka może i wychowa, ale nie nauczy życia w grupie.
Mamo, jeśli pragniesz, by twoja praca nie była dla malucha koszmarem, a twoje dziecko rozwijało się bez lęku, postaraj się przestrzegać poniższe zasady:
- Nie mów, że wychodzisz na chwilę, jeśli to nieprawda. Złudna jest wiara, że skoro dziecko nie zna się na zegarku, to nie zorientuje się, że skłamałaś. Bezpowrotnie stracisz jego zaufanie.
- Nie wymykaj się z domu, nie uciekaj z przedszkola, by złagodzić ból rozstania. Powiedz, że wychodzisz i kiedy będziesz. Bądź kochająca i czuła, ale zarazem nieugięta i konsekwentna.
- Dawkuj pobyt w przedszkolu , by dać malcowi szansę na oswojenie się z nową sytuacją. Jeśli od dnia, w którym rozpoczniesz pracę, to nie będzie możliwe, dobrze, by dziecko trafiło do przedszkola miesiąc wcześniej, tak, byś mogła na początku odbierać je po dwóch, trzech godzinach.
- Nie uciszaj sumienia prezentami. Przedszkole to nie kara, a twoja praca to nie przestępstwo. Zabawki nie oddadzą straconego czasu.
- Chory malec musi zostać w domu. Zaziębiony, nawet lekko, malec nie tylko zarazi inne dzieci, ale i jego osłabiona odporność jest narażona na poważniejsze ataki.
- Zawsze staraj się uprzedzić dziecko, jeśli twój pobyt w pracy ma się przedłużyć. Gdy to niemożliwe, zadzwoń i wytłumacz się, skąd bierze się opóźnienie. Okazuj malcowi szacunek, a odwzajemni ci się tym samym.
- Jeśli twoje dziecko nie przepada za przedszkolem, nie zostawiaj go w domu, kiedy histeryzuje albo masz dzień wolny. Gdy raz pokażesz, że przedszkola można uniknąć, zanosząc się płaczem, masz jak w banku rozdzierające serce sceny każdego dnia.
- Nie przerzucaj na dziecko odpowiedzialności za fakt, że pracujesz. Nie mów, że robisz to po to, by kupić mu buciki i chleb (nawet, gdy to prawda). Dziecko nie może się czuć winne za naturalne obowiązki dorosłych.
- Zapytaj szefa, czy możesz któregoś dnia przyjść do pracy z dzieckiem. Pokaż mu, co robisz, jak wygląda twój dzień bez niego.
Teraz jesteś tylko moja!
Zaskakująco szybko maluchy uczą się, że mama z pracy w końcu wraca, że udany projekt poprawił jej humor, że wychodząc na naradę wcale o nim nie zapomniała. I wciąż jest tą pogodną, kochającą mamą, na którą zawsze liczyć można. Tak samo przecież jak dziecko nie przestaje mamy kochać, bawiąc się wspaniale w piasku czy ucząc się z panią Kasią nowej piosenki. Malec zaakceptuje to wszystko pod warunkiem, że mama będzie mu opowiadała o swoim dniu bez niego i uważnie wysłucha, co robił szkrab, gdy jej nie było obok. I znajdzie taki czas, który będzie należał tylko do malca. Dzieci marzą o tym, by je lubić. Chcieć z nimi być. Lepsza jest mama, która przez dwie godziny dziennie realnie należy w całości do dziecka (gra z nim w ulubione grzybki, poczyta, pośpiewa, wyjdzie na spacer, chociaż zimno i kropi), niż taka, która jest pozornie w domu cały dzień, ale spędza go przed telewizorem, oglądając telenowele, godzinami dyskutuje z koleżankami przez telefon, albo pichci przez pół dnia, nie wpuszczając dziecka do kuchni.
Skąd wziąć dwie godziny?
Oczywiście trudno znaleźć dwie godziny, jeśli pracuje się przez 14 na dobę. Wtedy trzeba wyławiać każdą minutę – podczas porannego ubierania, jazdy do przedszkola, zakupów. I weekendy oddać dziecku. To niemożliwe? Szef się nie zgodzi? Wyrzuci cię? To najczęstszy błąd, jaki popełniają młode matki. Tak bardzo boją się, że szef nie zrozumie ich macierzyńskich obowiązków, iż udają, że dziecka wcale nie ma, by dorównać bezdzietnym małolatom. Tymczasem szefowie też miewają dzieci i można się z nimi dogadać. Oczywiście nie wtedy, gdy już nauczyłyście pracodawcę, że "dziecko to nie problem". Bo gdy nagle chcecie coś zmienić, bywa ciężko. Zasady najlepiej ustalać, nim zaczniecie pracę (lub do niej wrócicie). Kobieta, która ma mocną pozycję zawodową, jest elastyczna (gotowa np. pracować w domu), a zarazem jasno określa zasady, to poważny partner – nawet dla szefa bez wyobraźni. Tylko trzeba rozmawiać. Uprzedzić na przykład, że dwa razy w roku (zazwyczaj dzień matki i okolice świąt bożego narodzenia – jasełka), choćby się waliło, paliło, nie ominiesz występów swojego dziecka. Nie ma bowiem gorszej traumy dla małego artysty, jak patrzenie na drzwi, czy mama jednak tym razem zdąży… Mama zdążyć musi. I musi być. Podziwiać, bić brawo. Jeśli twój szef nie odpuści dwa razy w roku, to z pewnością i tak cię zwolni, prędzej czy później, z innego powodu (np. złapiesz grypę). A ty już nie odzyskasz dziecięcego zaufania.
Foto: Dreamstime.com