Prywatnie: Michał Gilbert Lach – o podróży w głąb siebie
14 września, 2020Przez duże okna wieżowca przy ulicy Chałubińskiego 8, w siedzibie naszej redakcji, wpadają promienie letniego słońca. Widok tętniącej życiem Warszawy przypomina nam, że to miasto z historią, pełne przeżyć, uczuć i jak się również okazuje – wielkiej mody.
To właśnie tutaj, w Warszawie, swoje kolekcje i perfumy tworzy Michał Gilbert Lach – projektant i założyciel marki BOHOBOCO. Kreacje tego nowoczesnego konceptu modowego podbiły światowe salony. To jednak nie koniec sukcesów BOHOBOCO! Wyjątkowe nuty zapachowe marki BOHOBOCO • PERFUME zostały umieszczone na shortliście tegorocznej edycji jednego z najbardziej uznanych perfumeryjnych konkursów na świecie – The Fragrance Foundation UK Awards.
Michał Gilbert Lach to człowiek, który wszystko, co osiągnął, przeżył i wymarzył, przekuł we wspaniałe dzieła. Ta rozmowa to nie tylko ciekawe historie i odpowiedzi. To podróż w zakamarki inspiracji, emocji i pragnień, które trzeba było odkryć, by odnieść taki sukces.
W związku z niedawno obchodzonymi czterdziestymi urodzinami twórcy jak i imponującymi osiągnięciami BOHOBOCO • PERFUME, które wydarzyły się w tym trudnym czasie pandemii i odizolowania, szczerze rozmawiamy z Michałem Gilbertem Lachem o jego przemyśleniach i odnajdywaniu siebie.
INSPIRANDER.pl: Jak Pan się czuje pod względem psychicznym? Czy 40. urodziny zmieniły coś w Pana życiu?
Michał Gilbert Lach: Dla mnie czas pandemii i czterdziestki, bo to wszystko zbiegło się w dosyć podobnym czasie, to moment, w którym zrobiłem sobie rachunek sumienia. Spojrzałem wstecz, zerkając na to, co mi się udało, co mi się nie udało i starałem się z tego wyciągnąć jak najbardziej wartościowe dla mnie lekcje. Na ich podstawie postanowiłem wdrożyć pewne plany, o których na razie jeszcze nie będę wspominać, ale są one pewnego rodzaju prezentem na moją czterdziestkę. Stwierdziłem, że w życiu zaczynają być dla mnie ważne inne cele.
Czyli był to dla Pana bardzo owocny czas?
Tak. W życiu jest tak, że zawsze, gdy podchodzimy do takich zaskakujących momentów, które nam się przytrafiają, wydaje nam się, że jest to jakaś tragedia – że spotkała nas straszna sytuacja. Tak naprawdę okazuje się, że w tych trudnych momentach jest najwięcej mądrości i wiedzy. Trzeba te wartości tylko zauważyć, odpowiednio odczytać i umiejętnie wprowadzić w życie.
Jakie jest Pana podejście do aktywności fizycznej, która wpływa na umysł, pracę i ogólne podejście do życia?
Od paru lat systematycznie ćwiczę na siłowni, czasami uprawiam jogę. Staram się też momentami medytować – ta praktyka jest dopiero na etapie nauki i wdrażania. Muszę przyznać, że dzięki systematycznej aktywności fizycznej, mając 40 lat, czuję się chyba najmłodziej w całym moim życiu. Nie czułem się tak nawet w wieku 20 czy 30 lat.
Co dają Panu joga i medytacja?
Praktyki jogi i medytacji nie tylko sprawiają, że człowiek czuje się młodziej, ale przyczyniają się również do zwiększenia samoświadomości i dojrzałości. Wydaje mi się, że właśnie takie korzyści, płynące z praktyk, które można stosować nawet ćwicząc na siłowni, są najcenniejsze. Ta samoświadomość, osiągana niezależnie od wieku, jest każdemu z nas niezwykle potrzebna. Nie powiedziałbym, że trzeba to robić tylko w wieku 40 lat. Pewnie gdybym zainteresował się jogą i medytacją jako 18- lub 20-latek, byłbym dzisiaj o wiele szczęśliwszym i bardziej spełnionym człowiekiem. Umiałbym wsłuchać się w samego siebie i podejmować różne decyzje, a kroki i plany – budować na samoświadomości, a nie na zewnętrznych bodźcach.
Czy lubi Pan podróżować? Ma Pan swoje ukochane miejsca, w które często ucieka od chaotycznego, rozpędzonego świata mody?
Kocham wyjazdy i podróże, zwłaszcza uwielbiam odkrywać egzotyczne zakątki albo fantastyczne miasta, takie jak Nowy Jork czy Paryż. W branży mody nie ma jednak za dużo przestrzeni, żeby w takie podróże wyruszać. Zawsze imponują mi moi koledzy po fachu, którzy non-stop siedzą na wakacjach – zazdroszczę im, że udaje im się w taki sposób zarządzać firmą, że mają takie możliwości. Znalazłem więc na to swoje rozwiązanie. Zakupiłem sobie kawałek ziemi w totalnej głuszy, ciszy, blisko natury, z dala od cywilizacji – z dala od wszystkiego. To jest miejsce, które sprawia, że naprawdę czuję się, jakbym zażywał jakiejś oczyszczającej, doenergetyzowującej, bardzo odstresowującej kąpieli. Po weekendowym pobycie pełny energii i świadomości mogę zacząć nowy tydzień.
Czy praktykuje Pan feng shui?
Mając 16 lat, trafiłem na książkę o feng shui. Oprócz tej praktyki, jest milion różnych sposobów, pozwalających na dostosowanie wnętrz i aranżację przestrzeni. Kiedy człowiek przekroczy już pewną granicę i wejdzie w te kręgi zainteresowań, to później zasady harmonii towarzyszą nam przez cały czas. Muszę przyznać, że sporo z tych zasad po wprowadzeniu rzeczywiście sprawdziło się w moim życiu.
Czyli rozumiem, że świadoma aranżacja wnętrz i techniki feng shui są dla Pana nadal ważne?
Tak, znowu odniosę się do świadomości. Dojście do niej prowadzi przez milion dróg. Można ćwiczyć, praktykować, edukować się lub obcować z ludźmi rozwiniętymi duchowo, którzy dają nauki, posiadają nawet zdolności jasnowidzenia i dzielą się z nami cennymi wskazówkami na przyszłość. Tych dróg do samoświadomości, do wnętrza swojej własnej osoby, jest bardzo dużo. I chyba nie odkryję nic nowego, jeśli powiem, że jak człowiek „zaatakuje” tę samoświadomość z wielu stron, to zdecydowanie szybciej dociera do sedna sprawy.
Czy perfumy, które Pan tworzy są właśnie takim sposobem na odkrywanie siebie?
Bardzo, bo perfumy to rzecz, której nie da się dotknąć poza samym produktem na półce. Ale ich zapach, działanie i magia roztaczają się w momencie, w którym ulotnimy trochę kompozycji. Tego nikt nie widzi, można to tylko poczuć. Perfumy potrafią tworzyć różne komórki naszej duszy, różne odczucia, emocje i światy wokoło nas. Dosyć podobnie wygląda droga do samoświadomości. Tego również nie można dotknąć, można tylko poczuć, wczuć się, wejść w tę przestrzeń. Dotyczy to emocji i wszystkiego, co siedzi w środku nas. Ja jestem dzieckiem lat 80., nasi rodzice nie posiadali pełnej świadomości. Dzisiaj edukacja się rozwija – i chwała jej za to – a dzięki temu współcześni rodzice mają o wiele większą świadomość wychowywania. Samoświadomość można osiągnąć, kiedy człowiek czuje w środku, że coś nie działa, że nie jest tak jak powinno. Albo po prostu – kiedy otaczający świat nie jest taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Przez wiele młodzieńczych, później dojrzalszych lat szukałem swojej drogi do szczęścia cały czas na zewnątrz. Okazało się jednak, że tam nigdzie nie mogłem znaleźć satysfakcji, a dokopując się do jądra – wewnątrz siebie – zacząłem odkrywać nieskończone pokłady szczęścia.
W imieniu całej redakcji chciałbym pogratulować Panu nominacji do nagrody The Fragrance Foundation, to ogromny sukces i wyróżnienie. Czym jest dla Pana zapach? Podkreśla Pan, że we flakonach umieszcza Pan zapachy z dzieciństwa.
Ja zawsze wierzę, że w życiu najważniejsza jest energia, którą przekazujemy i odbieramy. I to jest tak naprawdę niewerbalny komunikat wszystkich dookoła – w modzie, perfumiarstwie czy też w przeróżnych dziedzinach życia. Zdałem sobie sprawę, że tworząc perfumy, nie możemy inspirować się wyłącznie składnikami. Nie będzie miało to wtedy mocnego przekazu energii i emocji, które są dla mnie niezwykle istotne. Pomyślałem sobie, że zamknę w tych flakonach moje najwspanialsze wspomnienia – te, które miały w sobie największe pokłady różnych emocji, bo nie zawsze były to pozytywne doznania, bywały też wstrząsające. Cała zabawa polega na tym, że w kompozycji znajdującej się we flakonie, zamykam energię naładowaną wspomnieniami i doświadczeniami. Wtedy mam poczucie, że mogę się nimi podzielić, puścić w świat moje emocje.
Widać, że to zadziałało, świadczy o tym chociażby sama nominacja i wyróżnienie w konkursie The Fragrance Foundation, zwanym Oscarami branży perfumeryjnej. Jako projektant mody zawsze marzyłem o tym, żeby ubierać kobiety na czerwony dywan na galę rozdania Oscarów. Nawet nie śniłem o sukcesach w branży perfumeryjnej. Wszystko wydarzyło się nieświadomie w czasie pandemii, kiedy cały świat zaczął się zmieniać i wszyscy zostali przytłoczeni nową rzeczywistością. Właśnie wtedy, pod koniec marca lub na początku kwietnia, przyszła do nas informacja o nominacji do tego konkursu. Był to chyba jeden z najwspanialszych dni w moim dotychczasowym życiu. Zabawne jest to, że w weekend poprzedzający tę oficjalną informację czytałem biografię Tommy’ego Hilfigera „Amerykański marzyciel. Mój świat mody i biznesu”. Opowiadał w niej, że kiedy otrzymał nominację do The Fragrance Foundation, był przeszczęśliwy, bo dotyczyła ona jego pierwszych perfum. Kiedy czytałem ten fragment nawet nie pomyślałem, że mógłbym pomarzyć o takim wyróżnieniu, a parę dni później życie mnie zaskoczyło. Kategoria, w której jesteśmy nominowani – Newcomer (Debiutant) – jest naprawdę imponująca, ponieważ na przestrzeni lat znajdowały się w niej wyjątkowe, międzynarodowe brandy perfumeryjne. Są to takie marki jak Jo Malone, Byredo, Le Labo czy Tom Ford, które zaczynały swoje kariery od nominacji lub zwycięstwa w tej kategorii. Uświadomiło mi to, że otwiera się na świecie pewna furtka, przez którą można wejść, rozgościć się w tej przestrzeni i zacząć kreatywnie działać.
Czym tak wyróżniły się BOHOBOCO • PERFUME? Jakie wspomnienia zainspirowały Pana do stworzenia tych zapachów?
Perfumy wyróżniają się właśnie tym, że zamknąłem w nich moje emocje – każdy z nas ma jakieś swoje wspomnienia i chwile, które są tylko nasze, prywatne, autorskie. Nie są powtarzalne i właśnie to przyciąga uwagę. Zapachy od BOHOBOCO nie powstały jako projekt komercyjny, który byłby budowany na konkretnych trendach. Do konkursu zgłaszane są liczne światowe marki perfumeryjne, ale organizatorzy wybierają perełki, które mają siłę przekazu, emocje, wrażliwość i inność. Właśnie te cechy są najbardziej pożądane przez świat niszowych perfum.
Przechodząc do drugiej części pytania – jakie emocje są zamknięte w perfumach? Dużo jest tam wspomnień związanych z moją świętej pamięci babcią, którą bardzo kochałem. Była jedną z najważniejszych kobiet mojego życia. Babcia uwielbiała przygotowywać wigilię. Wchodząc do jej kuchni, wyposażonej w dwa starodawne piece, przecinało się dwa światy – po jednej stronie piekła pyszne ciasta, dodając dużo wanilii, a po drugiej robiła dania wigilijne, które uwielbiała doprawiać pieprzem. Świąteczny czas w kuchni wiązał się dla mojej babci z podobnymi emocjami, które towarzyszą mi podczas premiery kolekcji lub pokazu. Obserwowanie jej w tym transie było niesamowicie budującą emocją, do dzisiaj mówiąc o tym, mam gęsią skórkę. Zawsze podziwiałem zaangażowanie mojej babci – nie umykało uwadze, że wkładała w przygotowania całe serce. Wybuch jej kulinarnej pasji połączony z doprawionymi potrawami i posypanymi wanilią słodkościami, to wyjątkowy zapach, który został zamknięty w naszym pierwszym flakonie – VANILLA • BLACK PEPPER. Te perfumy dodały mi skrzydeł – zainspirowały mnie do stworzenia całej linii zapachów oraz do wyrażenia swojego zdania w branży perfumeryjnej.
Kolejne wspomnienie jest również związane z moją ukochaną babcią – to mój ulubiony zapach OLIBANUM • GARDENIA. Babcia była osobą bardzo wierzącą, chciała nawet, żebym został księdzem. W młodości byłem ministrantem i pewnego razu przypadło mi zadanie zapalenia kadzidła. Podczas mszy, tak jak na pokazach mody, wszystko ma swój określony timing – w odpowiednim momencie trzeba wyjść z kadzidłem, zapalić je i potem zejść ze „sceny”. Ja robiłem to pierwszy raz, towarzyszyło mi zarówno podekscytowanie, jak i duży stres, dlatego nie mogłem zapalić kadzidła. Pamiętam, że w ostatnich sekundach udało mi się tego dokonać. Do dzisiaj mam flashback z tej sytuacji – po wybiegnięciu z zakrystii, tuż przed wejściem do kościoła, zwalniam i zapach z kadzidła leci na mnie, a ja mijam wielkie wazony pięknych białych kwiatów. Uczucie satysfakcji, że zdążyłem, odkryłem i poczułem kojarzy mi się właśnie z tym doświadczeniem, dlatego związane z nim emocje zamknąłem w OLIBANUM • GARDENIA.
Następne ciekawe wspomnienie zainspirowało mnie do stworzenia nut zapachowych SEA SALT • CARAMEL. Moja mama jest bardzo odważną kobietą. W latach 90. zabrała mnie wraz z rodzeństwem w podróż z południa na północ Polski. Przejechaliśmy cały kraj kultowym już maluchem. Mama całymi dniami uwielbiała leżeć na plaży – wychodziliśmy rano, a wracaliśmy dopiero po zachodzie słońca. Nie było zmiłuj! My jako dzieci też byliśmy przeszczęśliwi, bo mogliśmy cały czas siedzieć w wodzie. Byliśmy tak zdeterminowani, że mama zwykła mawiać: „Wyjdźcie, bo macie już fioletowe usta!”. Barwa SEA SALT • CARAMEL przypomina mi kolor posiniałych warg w tamtym wakacyjnym czasie. Mama robiła także przepyszne kanapki z dżemem – prawdziwy chleb lat 90., masło i dżem. Zabierała te przekąski na plażę. Do dziś pamiętam uczucie, gdy wychodziliśmy ze słonej wody Bałtyku ze zmoczonymi ustami i zajadaliśmy się kanapkami z dżemem. Chwila tej ekstazy, połączenia dwóch kontrastowych światów – słonego i słodkiego – zamknięta jest w zapachu SEA SALT • CARAMEL.
Często używając perfum lub zakładając ubrania, nie uświadamiamy sobie tego, że towarzyszą im czyjeś przeżycia i emocje. Czy w świecie perfumeryjnym istnieje zapachowy savoir vivre lub zapachowe foux pas?
Ludzie w sposób nieświadomy kupują zapachy, nie zdają sobie sprawy z przeżyć i emocji, które były ważną częścią składową procesu twórczego. Odczuwają te emocje w sposób bardzo podprogowy. Tym sposobem wybierają zapachy pasujące do ich indywidualnych wspomnień, odczuć i energii.
Jeżeli chodzi o zapachowy savoir vivre to jestem pierwszy do obalania wszystkich mitów i utartych schematów. Uważam, że jedyne właściwe odczucie kreujemy sami i powinniśmy zestroić sposób używania zapachów z naszym wnętrzem. Perfumy są naszym przedłużeniem, mogą pozostawić ludziom wyjątkowe wspomnienia związane z nami. Ja miałem różne przygody, kiedy tworzyłem zapachy BOHOBOCO • PERFUME. Mniej więcej półtora roku przed premierą perfum OLIBANUM • GARDENIA używałem ich codziennie. Chodząc po eventach modowych lub premierach, ludzie co chwila pytali mnie, czym pachnę. Miałem wielką zagwozdkę, bo nie mogłem zdradzić, że pracuję nad nowym projektem. Udawałem więc, że nie pamiętam nazwy perfum i kupiłem je w jakimś concept store za granicą. Oni z kolei odpowiadali, że czuć wyjątkowe nuty zapachowe, które świadczą o wysokim światowym poziomie. To uczucie było dla mnie zachwycające, bo mogłem przetestować OLIBANUM • GARDENIA na reakcjach innych ludzi. Dlatego też perfumy są dla mnie jak rzutnik, który na ścianie wyświetla film – zapachy również potrafią odzwierciedlić naszą aurę. Swoją drogą OLIBANUM • GARDENIA pozostaje moim ulubionym zapachem aż do dzisiaj, perfumy zmieniam tylko sporadycznie, testując nowe kompozycje.
Czyli w świecie perfum nie ma ograniczeń – sytuacji, w których nie wypada użyć jakichś zapachów, np. w pracy?
Powinniśmy zadać sobie pytanie, kto tak naprawdę może nam zabronić używania zapachów, które się nam podobają i z którymi się identyfikujemy. Mamy przecież prawo czuć się sobą! Ja zawsze byłem i jestem przeciwny takim blokadom i odgórnym narzuceniom dyktującym, co należy, a czego nie należy robić. Wydaje mi się, że każdy wewnętrznie ma w sobie takie ustalenia. Nie zmienia to faktu, że zapach perfum jest na tyle intensywny, że może przeszkadzać innym ludziom, więc lecąc samolotem unikałbym używania mocnych nut, które mogą drażnić współpasażerów i wywołać negatywne reakcje. Tu muszę opowiedzieć historię związaną z zapachem – OLIBANUM • GARDENIA. Podczas odprawy lotniskowej w Nowym Jorku obsługa zaczęła wymieniać uwagi na temat zapachu, którym pachniałem. Słyszałem głosy: „Czujecie? Jakiś kościół, świątynia? Chyba jakiś ksiądz tu przechodzi!”. Muszę przyznać, że było to lekko zaskakujące. Jednak co najważniejsze – zapachy powinny pobudzać zmysły i wywoływać w nas emocje. Perfumy, które tego nie robią, stają się produktem niezauważalnym.
Co jest ważniejsze – ubiór czy zapach?
Najważniejsi jesteśmy my. Jeśli z dumą gramy naszą wewnętrzną muzykę, to potrafimy wszystko dookoła siebie odpowiednio dobrać i skomponować. Myślę jednak, że magię tworzy zapach. Ubiór sprawia, że łatwo nas rozpoznać, ale pamięć o nas i związane z nami emocje osiągane są dzięki unikatowemu zapachowi.
Czyli to właśnie instynkt węchu dostarcza najwięcej emocji?
Poprzez wzrok widzimy, jesteśmy w stanie określić kształty, kolory, odległości. Zmysł dotyku pozwala na poznawanie ciepła, zimna, struktury. Narząd zmysłu smaku – język – też zakłada pewną ideę styczności. Węch jest z kolei czymś najmniej określonym. Wydaje mi się, że ta niejednoznaczność węchu nadaje mu największą moc i dostarcza najwięcej emocji.
Co by Pan sobie powiedział, gdyby spotkał 20-letniego siebie?
Zatrzymaj się, wsłuchaj się w siebie i dopiero ruszaj w świat. Ja wtedy marzyłem i przebojem wkraczałem w życie. Dopiero w wieku trzydziestu paru lat przerwałem ten pęd i zacząłem podążać za głosem własnego serca.
Pańska przygoda zaczęła się jednak trochę wcześniej, prawda?
Tak, moja przygoda zaczęła się 40 lat temu, bo całe życie uznaję za istotę mojego jestestwa. Jeśli chodzi o przygodę z modą, zaczęła się ona w 2009 roku – wtedy powstało BOHOBOCO. Już wcześniej miałem styczność z branżą przy sesjach jako make-up artist, stylista ubioru czy fryzjer. W latach 80. i 90. wybory Miss Polonia i Miss Świata były pewnego rodzaju namiastką branży mody, która później rozkwitła. Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, moja mama organizowała konkursy, podczas których wszyscy ocenialiśmy na kartkach, kto dostanie się do finału i kto powinien wygrać. Zawsze z mamą zgadzaliśmy się z werdyktem. Wtedy też narodziła się moja fascynacja wyglądem i pokazami mody. Nie miałem już wątpliwości, że to świat, w którym chcę obcować, dlatego studia projektowania ubioru były oczywistym wyborem.
O perfumach marzyłem też już w dzieciństwie. W latach 90. opowiadałem, że chciałbym stworzyć własną linię zapachów, sygnowaną moim nazwiskiem. Pamiętam jak dziś, że rodzice zastanawiali się, czy jest ze mną wszystko w porządku, czy nie trzeba przypadkiem wybrać się ze mną do psychologa. Dzieciak mówiący o wykreowaniu perfum wydawał się w tamtych czasach nietuzinkowym zjawiskiem. Dzisiaj się z tego śmieję, bo udało mi się zrealizować to marzenie, a perfumy BOHOBOCO odnoszą międzynarodowe sukcesy, ale wtedy, jako dziecko, nie potrafiłem poradzić sobie z podobnymi emocjami. Komunikowałem się swoim wnętrzem ze światem, a ten postawił mi ścianę.
Czego w takim razie życzyć Panu dzisiaj, na dalszych etapach tej przygody?
Ja myślę, że to dopiero początek tej przygody – są to pierwsze kroki, które stawiam w branży perfumeryjnej. Nominacja do The Fragrance Foundation stworzyła nowe możliwości i dodała mi skrzydeł. Dlatego też zamierzam się rozpędzić i fantastycznie polatać po świecie – tego sobie życzę.
Na koniec chcielibyśmy złożyć życzenia i podziękować za wywiad w imieniu naszej całej redakcji. Jan Twardowski powiedział: „Zdrowie nie jest wszystkim, ale bez zdrowia wszystko jest niczym”. My więc życzymy Panu dużo zdrowia, kreatywności i wytrwałości w dążeniu do realizacji celów.
#PYTANIAOSOBISTE: Michał Gilbert Lach
Dzień zaczynam od:
Szklanki ciepłej wody z cytryną oraz świeżego soku z selera naciowego.
Najbardziej w sobie lubię:
Pasje, wizjonerstwo, kreatywność – czyli ciągłą zdolność do podążania za swoimi marzeniami.
Najbardziej cenię w innych:
Lojalność, profesjonalizm i pasję, a często idzie za tym w parze świadomość i dojrzałość.
Najbardziej wkurza mnie:
Akceptacja dla bycia byle jakim, brak odpowiedzialności, niedojrzałość.
Rodzice nauczyli mnie:
Świadomości, wolności oraz odpowiedzialności z nimi związanej. Otrzymałem przestrzeń do osiągania własnych sukcesów, ale również doświadczania porażek.
Czego boję się najbardziej?
Już niczego. Odkąd uświadomiłem sobie, że konfrontacja z tym, czego się boimy często okazuje się najcenniejszą lekcją życiową, wszystko, czego doświadczam ma dla mnie dużą wartość, uczę się z każdego doświadczenia, jak trudne dla mnie by ono nie było.
Ulubione miejsce na świecie:
Kocham Nowy Jork, Paryż, Kalifornię, Tajlandię, ale gdzie bym nie był, zawsze najważniejsza jest dobra energia i ludzie mnie otaczający.
Ulubione danie:
Spaghetti Carbonara jest dla mnie numerem jeden.
Ulubione kwiaty:
Białe kwiaty.
Chętnie chodzę do:
Do teatru na widowiskowe musicale i do kina na filmy z przesłaniem.
Rozśmiesza mnie:
Dobry żart.
Kiedy się denerwuję:
Klasyfikuje powód stresu i zaczynam nad nim prace, staram się wyeliminować zbędne stresory.
Najpiękniejszy prezent, jaki dostałem:
Życie.
Do płaczu doprowadza mnie:
Cierpienie innych ludzi i zwierząt, bezsilność, śmierć.
Stosunek do pieniędzy:
Dawno już pieniądze stały się nie celem samym w sobie, a jedynie środkiem do samorealizacji. Nie potrzebuję ich do szczęścia. Oprócz pieniędzy w życiu są o wiele ważniejsze rzeczy, na których mi zależy.
Moja największa ekstrawagancja:
Moje decyzje życiowe, ciągłe przemiany, ciągłe poszukiwanie i niespoczywanie na laurach. Bycie kameleonem zawodowym.
Odpoczywam:
Kiedy jestem na swojej działce wśród zieleni, natury i w ciszy. Bez dopływu zewnętrznych bodźców, bez telefonu, Internetu. Uciekam od cywilizacyjnego zgiełku i cyfrowych mediów.
Rozmowa: Natalia Głowacka i Stanisława Majewski
Redakcja wywiadu: Alicja Milczarczyk
Zdjęcia: Materiały prasowe oraz Instagram @michalgilbertlach, @bohoboco